To był dziwny rok, przyznaję. Wśród wielu głosów przebija, że ciężki, nieprzewidywalny i smutny. Też po części tak to odczułam. Jednak ze względu na brak większych dramatycznych zdarzeń w moim życiu myślę, że to był najnudniejszy i najbardziej przytulny rok jaki pamiętam.
Pierwsze pół roku ledwo pamiętam.
Zamknięci w domu na przymusowym, ogólnokrajowym lockdownie skupiliśmy się na wyciąganiu plusów z izolacji. Co więcej Arek i ja na home office w praktycznie wykończonym ledwo co gabinecie, więc więcej czasu spędzanego wspólnie. Żyjemy, nie pozabijaliśmy się. ;) A kiedy przyszła wiosna ogarnął nas totalny ogrodniczy szał, gdzie przepuściliśmy sporo funduszy na roślinkowe fanaberie, akcesoria i nową kosiarkę. Prawie cotygodniowe wizyty w Ogrodach Pokazowych Kapias w Goczałkowicach wspominamy jako świetne wycieczki.
Zamarzył nam się warzywnik, świeże owoce i warzywa prosto z własnego ogródka, łatwo dostępne przez całe lato. Pierwszy w życiu, więc działamy po omacku, zapisujemy się na facebookowe grupy i siejemy i sadzimy jak oszaleli. Tony przewiezionej ziemi, mnóstwo godzin poświęconych na wyrywaniu chwastów, walka ze szkodnikami i zapisywanie inspiracji na Pinterest. Oj działo się.
Duża zmiana zadziała się na mojej głowie. Po trzech latach zapuszczania zdecydowałam się ściąć włosy bardzo krótko i oddać je na fundację, o czym możecie przeczytać TUTAJ.
Ruszyliśmy się dopiero w połowie roku po prawie 10 miesiącach w domowych pieleszach. To do nas niepodobne, ale jak już wstaliśmy z kanapy to okazuje się, że nawet tych wspomnień dużo się nazbierało, więc zapraszam na podsumowanie 2020.