Dublin – stolica Irlandii i zarazem jej największe miasto. Tam spędziłam większość czasu w podróży po tej wyspie. Co udało się w nim ciekawego zaobserwować i czy mi się tam podobało?
Spire od Dublin, czyli popularna Szpila na O’Connell Street sięgająca aż 120 metrów. Od niej się wszystko w tym mieście zaczyna (ale mi się zrymowało). Mieszkańcy umawiając się na spotkania, randki zazwyczaj zaczynają od tego miejsca. Obcokrajowcom zaleca się zwiedzanie właśnie od tego miejsca, w którym ona się znajduje. Powód? Banalny. Po prostu jest to bardzo rozpoznawalny punkt i to już z daleka, więc najłatwiej. Wybudowana by uczcić nowe tysiąclecie i poprawić wizualnie tą część centrum miasta.
Rzeka Liffey i okolice. Wokół jej brzegów kręci się życie. Znajdziecie tu mnóstwo sklepików, pubów, restauracyjek i kramów z pamiątkami. Codziennie przez mosty na tej rzece przechodzi tysiące tubylców i turystów.
W stronę dublińskiego portu. Z samego centrum można dostać się tam na piechotę w niespełna godzinę spacerem. Tu też zaczyna się wyłaniać coraz nowocześniejsza architektura, no i zaczyna mocniej wiać od morza.
Temple Bar, to dzielnica słynnych irlandzkich pubów wraz ze swoim guinnessem, whiskey i celtycką muzyką na żywo. Nawet uświadczysz tu ich charakterystycznego tańca. To tu tkwi esencja irlandzkiego stylu życia znanego z wielu filmów i opowieści. Atmosfera w środku powala na kolana, ale to temat na osobny wpis.
Zamek Dubliński, prawdziwa średniowieczna warownia w urokliwej okolicy.
Bank od Ireland. Budynek robiący wrażenie w samym sercu Dublina.
Jeden z obowiązkowych punktów wycieczek według przewodników do Dublinie to Trinity Collage. Masywny, szary budynek z równie szarym dziedzińcem.
Jedna z ważniejszych ulic w mieście, czyli snobistyczna Grafton Street. Można się tu polansować, zrobić drogie zakupy w markowych butikach oraz zajrzeć do … sklepu Disneya. Sama wizyta w tym miejscu przeniesie Cię wprost do fantastycznej krainy kreskówek z dzieciństwa.
Na końcu Grafton Street gdzie wiele zespołów muzycznych szuka rozgłosu (czasami trafiają się istne perełki, przy których można dłużej postać i posłuchać), przenosimy się do o wiele spokojniejszego miejsca. Z kawą na wynos wprost od Butler’s (mniaaaam) możemy pospacerować po parku św. Stefana. Miejsce odpoczynku i łapania oddechu.
Kolejnym zielonym miejscem na mapie Dublina jest Pheonix Park. Jest to największy park w Europie. Zwiedzania macie tam gwarantowane na kilka dni, tylko pomódlcie się o sprzyjającą pogodę.
Samym Dublinem jestem oczarowana, może dlatego, że dla mnie to coś odmiennego. Nie jest to może mega metropolia, ale posiada w sobie mnóstwo dobrej energii i pozytywnych emocji. To miasto da się lubić.